Nasze psy zrywają nas rano z łóżek najczęściej z fizjologicznych powodów (ale czyż nie robią tego ze zniewalającym wdziękiem?). Zwlekamy się z przyjemnie ciepłej pościeli niepocieszeni z brutalnie przerwanego snu o niecenzuralnej treści. Wciągamy spodnie na piżamę i wyściubiamy nosy z naszych jaskiń, bo deszcz nie deszcz, zawierucha czy mgła, Fafik musi zrobić swoje. Kiedy wracamy, bywa że przemoczeni i zmarznięci, merda ogonem (jeżeli takowy posiada) lub jakimś innym znanym nam sygnałem daje znać, że micha jest pusta. Szurając kapciami po kafelkach idziemy do kuchni, schylamy się ciężko (bo kręgosłup z rana jeszcze nie rozciągnięty) do dolnej szuflady, wyciągamy Fafikową karmę i sypiemy mu do jego „Rosenthala”. Wracamy do łóżka, właściwie nie minęła jeszcze minuta, a już nażarte psicho skacze nam po klacie, żeby podziękować za wszystko, co dla niego robimy. No i nici z dosypiania! Wstawaj!!!
I w tym miejscu zaczniemy się zastanawiać, skąd to się to wzięło?
I oprócz tego, że toto bywa upierdliwe i same z tym kłopoty, to my ludzie nie wyobrażamy sobie życia bez psów. Niektóre są potulne i dobrze ułożone. Słuchają pana, podają łapę i warują. Inne – owszem podają łapę i warują, potrafią aportować, ale gryzą wychodzących gości w tylne części ciała (przeważnie te środkowe), bo nie lubią, jak im się stado rozłazi! A właśnie – kiedy psowate uznały nas za swe stado (i vice versa)?
Jeszcze 30 tys. lat temu żyły obok siebie dwa gatunki: homo sapiens i homo neanderthalensis, które różniły się w niewielkim stopniu. I jedni i drudzy używali narzędzi, grzebali swych zmarłych, dekorowali ciała i byli równie skuteczni w polowaniu. A jednak – ponad 20 tys. lat temu człowiek wygrał ewolucyjne starcie i neandertalczyk odszedł w niebyt. Ciekawe jakby wyglądał dzisiejszy świat, gdyby historia potoczyła się inaczej? Chwila, chwila – ja nie o tym… Raczej zadam pytanie DLACZEGO? Dlaczego człowiek okazał się gatunkiem lepiej przystosowanym?
I tu z odpowiedzią (i teorią, która najbardziej mi odpowiada) przybywa antropolog Pat Shipman. Twierdzi ona, że czynnikiem, który znacząco dopomógł rozwojowi ludzi, był czynnik psi (i nie chodzi tu o popularny niegdyś serial o tematyce paranormalnej). Domestykacja psowatych (domestykacja – spodobało mi się to słowo jakoś szczególnie), czyli udomowienie to było najlepsze, co homo sapiens mógł zrobić. Szczątki psów odkryto w ludzkich siedzibach sprzed 32 tys lat! Z badań Pat Shipman wynika, że wcześni ludzie czcili i traktowali je jako nieocenionych towarzyszy. Psy służyły do polowań, używane były jako zwierzęta pociągowe, a także stróże ludzkich osiedli. Pod czujnym okiem i dobrym węchem psich kompanów homo sapiens mógł się dobrze wyspać.
W osadach neandertalczyków nie natrafiono na szczątki psów, więc albo je odganiali albo łapali i …. POŻERALI …. Prawdopodobnie ten gatunek nie widział w psowatych potencjału, który dostrzeżony został przez naszych praojców.
Inną ciekawostką są duże białka oczu człowieka (homo neanderthalensis prawdopodobnie miał oczy podobne do współczesnych małp człekokształtnych). To one według Shipman przyczyniły się do sukcesu team’u człowiek – pies. Okazuje się, że psy mają takie same umiejętności śledzenia ludzkiego wzroku jak nasze niemowlęta, rozpoznają kierunek, w którym patrzymy, nawet jeśli nie poruszamy głową! Było to szalenie przydatne podczas polowań, kiedy to człowiek i pies próbowali podejść ofiarę jak najciszej i jak najskuteczniej.
Popularne jest stwierdzenie, że to człowiek udomowił psa. Właściwie wilka szarego. Wyciągał szczenięta z legowisk i wychowywał je na swoje potrzeby. Tylko, że domestykacja dzikiego wilka nie jest możliwa ! Owszem możemy takiego osobnika wychować, karmić, oswoić, ale „natura zawsze ciągnie go do lasu”. Jego potomstwo wciąż będzie miało cechy niezależnego łowcy i naturalną agresję.
Według obserwacji i badań (proponuję poczytać o lisach Bielajewa) to raczej uposażone w odpowiednie cechy psowate udomowiły człowieka, no dobrze – dały się udomowić w zamian za profity, które gwarantowała przyjaźń z dwunogami.
Do obozowisk naszych praojców zaczęły podchodzić co bardziej ciekawskie wilki i mniej płochliwe niż pobratymcy, żeby pożywić się resztkami z „pańskiego stołu „(nazwa „stół” w przypadku człowieka pierwotnego to raczej zabawna prowokacja z mojej strony niż fakt). Zauważyły, że ludzkie skupiska oprócz pożywienia oferują im także bezpieczeństwo, toteż coraz rzadziej oddalały się od obozowisk, aż w końcu zostały na zawsze. Zaczęły traktować ludzi jako swoje stado. A dzięki temu nasi małpopodobni przodkowie nabierając tolerancji do innego gatunku weszli na właściwą drogę prowadzącą do człowieczeństwa .
Tu przypominają mi się bajki o dobrej i złej siostrze, z których ta pierwsza okazała litość i pomoc jakiejś istocie w potrzebie, a druga-nie. Później okazało się, że owa istota (łabędź, lis, niedźwiedź, itp, różnie to bywało w różnych bajkach) była magiczna albo zaklęta i dobra siostra dostawała nagrodę, a zła była ukarana.
Więc cieszmy się z bycia lepszym gatunkiem, a ty neandertalczyku sam żeś sobie winien…